Pierwszy trymestr ciąży, pierwsze jej miesiące często nie mają zbyt wiele wspólnego z przedstawianym tak pięknie w książkach, czasopismach stanem błogosławionym. Ja osobiście miewałam bardzo trudne momenty, kiedy zbierało mi się na płacz, miałam dość a nawet myślałam sobie "po co mi to było?" No taka już wyrodna mamuśka byłam. Wymioty i ciągłe nudności były dla mnie nie do wytrzymania, męczyły mnie 24 godziny na dobę przez cztery miesiące. Brrr. Odliczałam tygodnie, które dłużyły się niemiłosiernie. Chciałam już osiągnąć magiczny czwarty miesiąc. Dzień 3-ego maja był dniem kiedy ten nudnościowy koszmar się dla mnie skończył. Tak, to był dzień kiedy ostatni raz wymiotowałam.
Czym są mdłości w ciąży?
Nudności to fizjologiczne chociaż mało przyjemne dolegliwości, które dotykają co drugą ciężarną. Oczywiście różnią się one stopniem nasilenia. Gdzie szukać przyczyn nudności? Już w drugim tygodniu trwania ciąży, łożysko wytwarza hormon zwany gonadotropiną kosmówkową. Jest on odpowiedzialny za ochronę rozwijającej się w naszych brzuszkach ciąży, podtrzymuje produkcję progesteronu,
innego hormonu, niezwykle ważnego dla utrzymania ciąży. Nudności
najczęściej dokuczają przyszłym mamom rano, jednak sama jestem
przykładem, że potrafią męczyć dosłownie cały dzień. Wszelkiego rodzaju zapachy, zwłaszcza zapachy jedzenia czy stres mogą je dodatkowo nasilić. Mdłości pojawiają się zazwyczaj pomiędzy 5. a 14. tygodniem ciąży. Oczywiście jest to sprawa indywidualna. U jednych mam szybciej przeminą u innych mogą trwać nawet do trzeciego trymestru.
Na szczęście wymioty w ciąży nie są groźne dla dzidzi. Płód otrzymuje wszelkie niezbędne dla jego rozwoju substancje odżywcze i witaminy, czerpie je zwyczajnie z zapasów mamy. Wyjątkiem są przypadki, kiedy organizm mamy się odwadnia. Wówczas niestety niezbędna jest konsultacja z lekarzem lub pobyt w szpitalu i nawodnienie pozajelitowe.
Jak sobie poradzić z mdłościami?
Porad jak opanować nudności w ciąży jest pełno w Internecie i mądrych książkach. Jednak według mnie jest to sprawa indywidualna, każdy organizm jest inny. Takim popularnym sposobem radzenia się z tym koszmarem jest podobno imbir. Jednak ja jestem żywym przykładem, że imbir nasilał we mnie tylko mdłości. Co natomiast pomagało mojej maminej, skromnej osobie? Przed wstaniem z łóżka jadałam małą przekąskę np. biszkopty, sucharki, chrupki kukurydziane czy banana, popijałam je zbawiennym dla mnie mlekiem. Moja druga połowa podawała mi to papu do łóżeczka, także panowie - jeśli czytacie mamaolkabloguje.blogspot.com, pomagajcie mamom swoich dzidziolków, to jest dla nas bardzo miłe i bezcenne. Po zjedzeniu przekąski warto poleżeć jeszcze kilka minutek. Należy też pamiętać, aby wypijać dziennie hektolitry płynów. Najbardziej wskazana jest woda niegazowana, niskozmineralizowana, jednak ja miewałam napady na niewskazane w ciąży napoje gazowane i słodzone, najlepiej Pepsi. Okej, nie jest ona zdrowa, ale też nie nalezy wierzyc w brednie, że rozpuszcza ona kości naszych dzieci. Zawiera dużo cukru, barwników sztucznych, nie posiada wartości odżywczych i wypłukuje magnez z organizmu mamy, jednak szklaneczka Pepsi od czasu do czasu żadnej ciężarnej nie zaszkodzi. Ciąża powinna być przyjemnością a walka z zachciankami rozkoszą nie będzie. Z płynów doskonale sprawdzała się też herbatka z mięty.
Warto pamiętać, że dla organizmu przyszłej mamy, w którym dzieje się istna burza ważne jest, by jadać co dwie godziny. Lepiej jeść mało a często, aby nie dopuścić do spadku cukru, który nasila ciążowe mdłości. Mnie osobiście dokuczał brak apetytu, ale jabłko, bananek czy kilka sucharków to też posiłek. Warto cokolwiek przekąsić, nasze dzidzi musi mieć siłę rosnąć. Kupowałam też obiadki i kaszki dla dzieci. To mogłam jeść do woli.
Z czasem upływających tygodni ciężarnym dokuczają intensywne zapachy. U mnie, dosłownie z dnia na dzień, tak bardzo wyczulił się węch, że powyrzucałam wszelkie odświeżacze powietrza, zabroniłam mężowi używać perfum (zołza ze mnie) a i zakupy robiłam jego rękoma. Wejście do sklepu i woń niektórych artykułów spożywczych, zwłaszcza surowego mięsa i wędlin (a także ich widok) nasilał we mnie odruchy wymiotne. Oczywiście o wyjściach do restauracji czy barów też mowy nie było.
Ale kobitki... dla naszych dzieci zniesiemy wszystko, bo kto da radę jak nie mama?
fot.: www.photl.com